
List do U.
Byłem dziś na pogrzebie, zmarł mój wujek, młodszy brat mojej mamy, atmosfera w domu była dość ciężka i przygnębiająca. Niby wszystko było normalnie, przyszły siostrzenice, panował codzienny harmider, w okół wszelkie pozory beztroski i normalności, jednak w powietrzu dało się wyczuć atmosferę zadumy i przygnębienia. Nie potrafiłem zupełnie znaleźć sobie miejsca, w głowie miałem pustkę, postanowiłem wyjść. Wziąłem kluczyki, chciałem pokręcić się autem po mieście. Ostatnio lubię być sam, lubię ciszę a w domu panował sztuczny chaos nikt, nie rozmawiał o pogrzebie jednak dało się wyczuć, że każdy o tym myśli. Wsiadłem do samochodu jeżdżąc tak bez celu, wspominając wujka. Ogólnie w głowie zrobiłem sobie taki przegląd naszej znajomości próbowałem sobie przypomnieć kiedy pierwszy raz go poznałem , kiedy ostatnio się z nim widziałem, o czym żeśmy rozmawiali. Zrobiło mi się tak jakoś niewypowiedzianie smutno.
Chciałem zrobić coś, żeby poprawić sobie nastrój. Zacząłem się zastanawiać kiedy ostatnio byłem szczęśliwy, moje myśli od razu popędziły w Twoją stronę, bo chyba ostatni raz byłem szczęśliwy właśnie z Tobą. Postanowiłem wiec to popołudnie spędzić, w taki sposób jak gdybyśmy byli razem. Chciałem odwiedzić te miejsca w których bywaliśmy. Nie wiem czy to sprawił ten pogrzeb czy ogólna atmosfera tego dnia, ale pierwszym miejscem gdzie pojechałem był grób Twojej Babci, pamiętam jak jeździliśmy tam niemal co niedziela.
Niestety nie było tej kobiety która zwykle, sprzedawała pod cmentarzem znicze i kwiaty, ale nic dziwnego był środek tygodnia, a do tego popołudnie. Postałem więc tylko chwilę, przed grobem gdzieś pobłądziłem myślami i po mimo miejsca i otaczającej aury poczułem trochę ciepła gdzieś w środku, trochę jakbym odczuwał Twoją obecność.
Po wyjściu z cmentarza wsiadłem do auta, i postanowiłem pojechać coś zjeść, wybór był prosty i oczywisty, postanowiłem jechać do "Sprintu" lubiłem tam jeździć z Tobą.
Właśnie kończyłem składać zamówienie - na moje ulubione w tym miejscu gołąbki - kiedy spostrzegłem starszego pana siedzącego samotnie w kącie. Dawno tam nie bywałem i nigdy przedtem też go tam nie widziałem, ale miałem wrażenie, że to jest jego miejsce codzienne. Kelnerka właśnie przyniosła mu kompot i wtedy dopiero zobaczyłem jego ręce. On miał najgorszy przypadek paraliżu albo choroby Parkinsona, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem - ręce tak mu się trzęsły, że zupełnie nie mógł nad nimi zapanować. Nie było nawet mowy o tym, żeby ten człowiek dał radę napić się tego kompotu nie wylewając na siebie całej zawartości szklanki. Ale na jego twarzy malował się tajemniczy uśmiech, zupełnie jakby miał przygotowaną jakąś wielką sztuczkę w zanadrzu i zaraz zamierzał ją zademonstrować. Wyobraź sobie, że ten człowiek swoimi trzęsącymi się rękami sięgnął pod kurtkę i wewnętrznej kieszeni wyjął rurkę, nie słomkę tylko rurkę - taką jak do spuszczania wina tylko nieco krótsza - i wrzucił ją wprost do szklanki. I wiesz, co mi się w tym wszystkim najbardziej w tym podobało? Że kiedy pociągnął łyk przez ten wężyk, rozejrzał się wokoło z tak dumnym uśmiechem, jakby chciał całemu światu ogłosić, że żadne, nawet najbardziej pokrzywione ręce nie są w stanie powstrzymać go od wypicia tego kompotu.
I wiesz, co mnie wtedy uderzyło? Że muszę o tym opowiedzieć właśnie Tobie - trochę dlatego, że tego dnia bardzo silnie towarzyszyłaś mi we wspomnieniach, ale częściowo też dlatego, że Ty byłaś taką moją słomką. Bez ciebie, wiem to teraz, nie jestem czasem w stanie napić się życia, od kiedy się rozstaliśmy mam właśnie takie roztrzęsione ręce.
Wiesz, co było dla mnie najtrudniejsze po rozstaniu? Najtrudniej było mi się przyzwyczaić do myśli, że już nie przyjedziesz do mnie, że już nigdy Cię nie zobaczę i nie usłyszę Twojego głosu. Nie umiałem pogodzić się z tym, że nie spotkam Cię gdzieś chociażby przypadkiem, że nie dotknę Twojego ciała, Twoich włosów, nie przytulę do swojego serca. Ta świadomość dotykała mnie tak bardzo, że wywoływała ogromny ból promieniujący do każdej komórki mojego ciała. Kiedy przychodził wieczór, ja wariowałem z rozpaczy, że nie widziałem Cię kolejny dzień, że znów nie wiem co u Ciebie. Czułem się taki beznadziejny i bezsilny, bo nie mogłem nic zrobić, aby zmniejszyć swoje cierpienie. Bardzo długo uczyłem się samotności, pustych dni i bardzo długo przyzwyczajałem się do tego, że telefon już wcale nie dzwoni, a Ciebie tak po prostu przy mnie nie ma.
Teraz kiedy jest już wieczór siedzę samotnie przy oknie, pije herbatę i zastanawiam się co teraz robisz, gdzie jesteś i czy też czasem myślisz o mnie. Wiesz mimo, że minęło już dużo czasu, czasem zwłaszcza w takie dni jak dzisiaj, wracam myślami do tamtych chwil, brakuje mi tych zwykłych dni spędzonych z niezwykłą osobą.
K